poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ej, kulig, kulig

"Kulig, to zabawa jeszcze od Popiela,
Ma za cel, by każdemu zalała gardziela". 
- tak pokpiwał jakiś wierszopis z czasów stanisławowskich.
    Ostatni dzień roku rozpoczyna czas szaleństw i zabawy karnawałowej. Do tych zabaw należy również kulig, który w dzisiejszych czasach odbywa się - niestety - mniej hucznie i wesoło. 

    To nie to co dawny staropolski kulig, który nie potrafił obyć się byle czym. Chociaż tak samo korzystał ze śniegu i zawsze brali w nim udział wesołe kompanie.

   Był on nieodłączną częścią karnawału, choć rozpowszechnioną bardziej między tymi, którzy z "urodzenia" lepiej sobie żyli.
   Choć kulig był typową zabawą szlachecką, brali w niej udział także plebejusze - czeladź, muzykanci, śpiewacy - miały więc one wpływ na obyczajowość wówczas żyjącego społeczeństwa.
   "Kulig zaczynał się zwykle od rozesłania wśród uczestników kuliście zakrzywionej laski, zwanej kulą. Był to sygnał zbiórki (...) Tu następował wybór starosty kuligu, tu także dokonywała się przebieranka: pojawiał się arlekin, strojono się za Żydów i Cyganów, a przede wszystkim za wiejskich weselników (...) 

   Ale wesele nie wyglądało na wiejskie wesele. Mniej skore do żartów białogłowy nie rezygnowały oto z brylantów i soboli, sanie wyginały swe przody ozdobione wspaniałymi smokami, orłami i łabędziami, a konie o grzywach farbowanych na zielono lub czerwono mknęły w świetnie dobranych dryjach (trójkach), kwatrach (czwórkach), cugach (szóstkach) czy wreszcie najbardziej może kuligowych - szpicach (cztery konie ustawione jeden za drugim). 

   Cóż z tym przepychem (...) mogli mieć wspólnego chłopi!" [1]
   W Prusowej "Placówce" jest równie opisany kulig, który napotkał Owczarz wiozący drzewo z lasu. Musiał na chwilę się zatrzymać, ponieważ konie ciężko pod górkę miały ciągnąc sanie wypełnione drzewem.

   "I nim się Owczarz opamiętał, otoczył go rój panów w maskach, piórach, bogatych strojach z szablami, miotłami i gitarami w rękach. Jedni chwycili sanie z drzewem, drudzy jego samego, wepchnęli na szczyt niebezpiecznego wzgórza, sprowadzili na dół i postawili w takim miejscu, skąd już mógł wrócić do domu bez wielkich trudów". 

   Owczarz patrzył z podziwem na przebierańców, zwłaszcza, że  przez chwilę mógł oglądać ich jak idą w korowodzie przy dźwiękach poloneza Ogińskiego. 

   Nawet wysunął spod kożucha noszoną przez siebie znajdę, aby jej ślepka też mogły przyjrzeć się "A patrzaj, patrzaj, o!... na tych... to kominiarz, tamto kowal, ten gra na gitarze, ten niby chłop, ale naprawdę to wszystko panowie przebrani, tak ot sobie, dla zabawy..." l2]

^^^powiększ
„Kulig” – Józef Chełmoński  1884 r.
Źródło:
Galeria malarstwa polskiego
   A sam kulig, to dopieroż była jazda, szalona jazda końmi jakby wypożyczonymi z obrazu Chełmońskiego, a zarazem swoiste sąsiedzkie odwiedziny. 

   I tak krążono od jednego do drugiego dworu. Zdarzało się nawet i tak, że szlachcic wyjeżdżając na kulig potrafił wrócić do swojego doma i po kilku tygodniach.
 
   Ówczesne kuligi bywały wesołymi i hucznymi zabawami a zarazem wyrazem szlacheckiej jowialności i gościnności. 

   Zabawę tę traktowano przede wszystkim jako pretekst do objadania i opijania sąsiadów. Przyjeżdżali tacy do jakiegoś tam gospodarza, pustoszyli mu spiżarnię, "wysuszając" - tak przy okazji - piwnicę, a często wyrządzali szkody i sprawiali niemałe kłopoty. 

   Ale zanim spustoszono zapasy, powiadamiano gospodarzy o wizycie jakimś wesołym wierszykiem. Czasem bywało tak, że dopiero dziarskie powiedzenie "kulig jedzie, zje, wypije i pojedzie", wykrzykiwane pod oknami - uprzytomniało, że zbliża się nawała gorsza czasem od tornado...
   I rzeczywiście była to prawdziwa nawała, po której gospodarz nie mógł dojść do się! Panowie bracia tęgo zalewali gardziela podczas kuligów, a nieraz na dodatek szpetnie je sobie krwawili kiedy sięgnęli do szabel.
 
   Podczas tej kuligowej "zamieci" nie może zabraknąć opisu  największego kuligu w Polsce, a przynajmniej najsławniejszym, który przeszedł do historii. Odbył się on 20 stycznia 1695 roku.

   "Dyń, dylin... Tatarzy komunikiem na przedzie, potem przeszło setka baśniowych sań ze zwałami sobolich, a nawet lamparcich futer. 

   Dziesięć kapel, wśród których nie zabrakło żydowskich cymbałków czy teorbanów w rękach rozśpiewanych mołojców. 

   Ktoś rzucający pocieszne wierszyki z pojazdu w kształcie pegaza, a wreszcie oddział drabantów w tęczowych mundurach, galopujący z tyłu jako eskorta.

   Szlachta ta wiła się po warszawskich ulicach, zgarniając Radziwiłłów, Potockich, Lubomirskich i Sapiehów, których pałace kolejno odwiedzano, a w końcu pomknęła do Wilanowa, gdzie oczekiwały jej ichmoście królewskie: Jan i Marysieńka (...) 

   Stary, schorowany i trochę gderliwy król nie jest pewnie zadowolony. Wie, że to wszystko jest tylko płochą chwilą historii, a poza tym... nie patrzy już świetlistym, rozkochanym wzrokiem na Marysieńkę. 

   Smucą go jej intrygi i wojna z synem, królewiczem Jakubem. Zawiódł się na nich obojga straszliwie i męczy go dwór, świat, polityka, a może również przeczuwa, że pozostało mu jeszcze dokładnie pół roku życia..." [1]

Źródła:
[1] "Kalendarz Polski" - Józef Szczypka, W-wa 1984
[2] "Placówka" - Bolesław Prus, rozdział szósty  
==================================================

P.S.
Pragnę również poinformować, że na moim innym blogu napisałam przepis > klik Cannelloni z farszem szpinakowym  - zapraszam. 

==================================================

Link do tego postu
 Sylwestrowe szaleństwa w dawnej Polsce
 
Post w ramach przenosin z bloga o tradycjach. 

62 komentarze:

  1. Przed wielu laty w Szklarskiej Porębie miałam przyjemność brać udział w kuligu. Niezapomniane wrażenia..Pozdrawiam ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WITAJ MOJA DROGA, już się za Tobą stęskniłam :)
      Ja kiedyś jak byłam w czasach młodości na zimowisku w Bukowinie Tatrzańskiej też miałam okazję brać udział w takim kuligu. Tego się nie da opisać, tam trzeba po prostu... być!

      Serdeczności zostawiam.

      Usuń
  2. "Pędzą, pędzą sanie..." - Kilka dni temu właśnie o dawanych kuligach opowiadałam moim dzieciakom. Buzie aż otworzyły. Nie ukrywam,że i ja chętnie w takim ( myslę o tym szlacheckim) kuligu wzięłabym udział. Miłego dnia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim kuligu to i ja bym z chęcią wzięła, no i oczywiście w takim pańskim, chociaż z chłopstwem też zabawa zdaje mi się, że byłaby przednia... :)

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    Na takim prawdziwym kuligu - jak ten z obrazu Chełmońskiego - byłam tylko dwa razy. Raz w Zakopanem, a potem po latach - w okolicznych lasach. W dzieciństwie czepialiśmy małe sanki do furmanek jeżdżących po mieście, ale z czasem zakazywano tego, bo ze względu na coraz większą ilość samochodów, stawało się to niebezpieczne.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteś lepsza niż ja, bo ja tylko byłam raz i to dawno, dawno temu. Oczywiście zapewne nie był to taki kulig jak z obrazu Chełmońskiego. A może... był, tylko z niego dzisiaj już niewiele pamiętam. Dlatego trzeba by było zrobić powtórkę z rozrywki,

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. JaGo, te dwa teksty, których szukałaś, zostały przywrócone.
      Uściski. Kawka popołudniowa u Ciebie wypita:)))
      Mykam, dyg, dyg, pa, pa.

      Usuń
    3. No to zaraz idę tam do Ciebie zobaczyć co też ciekawego napisałaś ;) Ja przed chwilą wzięłam ostatni łyk kawy przed snem. Trochę chyba za późno i nie wiem czy będę po niej dobrze sobie spała...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Faktycznie trochę późno. Ja pijam kawę miedzy godz. 13 a 14. Herbatę najpóźniej do 17.
      Śpij dobrze, śnij ładnie:)

      Usuń
    5. Właśnie przeczytałam przed chwilą o Twoich "Trzech Królach" i na pewno będę o nich śnić... :)
      Buźka!

      Usuń
  4. Witaj!
    Ja od siedmiu lat kazdego roku uczestniczę w kuligu jest to impreza zaplanowana na luty albo koniec stycznia są to nasze Beskidy zawsze udana impreza warto się wybrać na kulig.JaGa pięknie opisałaś jak dawno wyglądały kuligi ale teraz też mozna serdecznie pozdrawiam i czekam na duzo śniegu buziole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam.
      Wandziu tylko Ci pozazdrościć takich kuligowych wypadów...
      Wierzę Ci całkowicie, że jest wtedy super zabawa. Wiesz co Wandziu, nie chcę Ci nic insynuować, ale z miłą chęcią bym poczytała u Ciebie na blogu o dzisiejszym kuligu, jakże też on się odbywa itp.

      A z tym śniegiem to na razie w tym roku bieda.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Witam !
      Noszę się z takim zamiarem że tegoroczny kulig (o ile się odbędzie to napiszę-nie wiem co ze zdjeciami czy je dodam)ale obiecuję napisać post pozdrawiam

      Usuń
    3. Wandziu kiedykolwiek nie napiszesz o nim, zawsze z miłą chęcią sobie poczytam. A zdjęcia też niekoniecznie muszę być :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Jest to impreza towarzyska zapytam przyjaciół czy mogę umieścic zdjecie (jest wtedy około 20osób)jet ognisko ,grzaniec, tańce itd....pochodnie
      serdeczności

      Usuń
    5. Hmm... to jest dopiero kulig na... 202 :)
      O jejku to Ty, aż masz trzy blogi, to już teraz będę wiedziała, które to są, które...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Dzień dobry w nowy dzień
    i cały tydzień
    oby był każdy dzień szczęśliwy
    i zdrowy.
    Serdecznie pozdrawiam
    i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agatko...
      A na kulig to nie chciałabyś pojechać?... hmm
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Wieki całe temu byłam na kuligu.
    Teraz chyba wszyscy za wygodni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak i ja, ale pisząc ten tekst wyobraźnia moja zadziałała, że ja tam też byłam, miód i wino piłam...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Uwielbiam kuligi... Ostatni raz nie wiem kiedy to bylo... W tym roku mam obiecane sanie, ognisko i grzane wino z gozdzikiem i pomarancza... tylko sniegu brak!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judytko no właśnie niby wszystko jest, i sanie, i grzańce, i kompanija, tylko śniegu brak...
      No i jak tu kulig robić, przecie śnieg to podstawa. Chyba, że zrobisz tak jak K. Radziwiłł i zamiast śniegu, którego tej zimy brak - użyjesz cukru :)))

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Tak się zaczytałam, że wiatr tylko mi szumiał - tak szybko pędziłam kuligiem....Gdzie te czasy, kiedy dzwonki janczarów oznajmiały wesoły korowód na saniach pędzący. Oczywiście po wielkim śniegu.
    Teraz ani śniegu, ani sani.
    Wandeczka, szczęściara jakieś szanse ma na taką przednią zabawę.
    U mnie nie ma warunków, a przede wszystkim nie ma śniegu!
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja mam powiedzieć, kiedy u mnie gór w ogóle brak. No chyba, że ten kulig zrobiłabym na zamarzniętej tafli jakiej rzeki. A tej zimy to nawet rzeka nie chce zamarznąć, a śniegu to i ze świeczką bym nie znalazła :)

      Wandzi to można tylko pozazdrościć...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Ale mnie napadły wspomnienia po przeczytaniu tej notki JaGo. Jako dziecko często jeździłam w kuligu i były to niezapomniane chwile.Teraz zostało mi tylko ognisko i grzaniec ale dobre i to.Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewinie, że teraz i dobre i to. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) A szkoda, bo taki kulig długo pozostaje w naszej pamięci.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  10. Kilka razy jechałam kuligiem. Raz wojsko nam zorganizowało, a raz we wrocławskim, koło Ziębic. Teraz nie usiadłabym na zimne sanie, chyba że jako hrabini, w saniach, osłonięta niedźwiedzim futrem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam Lotko, wiadomo, że najpierw sanie musiałyby być odpowiednio nagrzane i baranicami wysłane, dopiero wtedy byśmy na nie siadły, a i jeszcze okrycie z jakichś sobolich futer do ogrzania się. Ale to tylko na początek, bo później, to już by nas sam kulig grzał do białego rana... u cha-cha, ale jazda!!

      Już sobie wyobraziłam jakby nam było cudnie :)


      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  11. Teraz też organizuje się kuligi, które często kończą się tragicznie, bo zamiast konnego zaprzęgu z saniami używa się samochodu. W ten sposób ostatnio zginęło sześciu Rosjan na stoku Alpe Cermis, którzy przywiązali sanie do skutera śnieżnego. Bezmyślność ludzi zbiera krwawe żniwa.
    Dawne kuligi to co innego.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i powiedz sama Aniu, czy takie kuligi mają coś wspólnego z prawdziwymi kuligami? Zapewne nic, a powinny raczej się nazywać szaleńczą jazdą na śmierć. Gdzie tu jest piękno dawnych kuligów, ludzie zatracają się w tych współczesnych kuligach.
      W dzisiejszych czasach zapewne jeszcze można spotkać się z takimi prawdziwymi kuligami, gdzie ludzie też dobrze się bawią, ale do tych dawnych kuligów wiele im brakuje, bo i ludzie są inni...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  12. Marylko, pięknie opisałaś dawne kuligi. ja często brałam udział w kuligach w dzieciństwie i w dorosłym życiu. Ostatnio w Wiśle w 2005 roku. Cudny kulig, trzy zaprzęgi Czarnego, potem ognisko, kiełbaski, grzaniec i muzyka. Tańce na śniegu i śpiewy w drodze powrotnej, z pochodniami. Takie kuligi się pamięta na zawsze. Pozdrawiam śnieżnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Azalio to historia opisała w tak piękny sposób dawne kuligi, o których dzisiaj z miłą chęcią czytamy, ja tylko troszku to poukładałam... dziękuję.
      Och jakbym chciała na takim kuligu być jak Ty byłaś Azalko.
      Ja tam kiedyś też byłam, ale to już dawno było i tylko mgliste wspomnienia jakieś ostały.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  13. rewelacyjne bajeczne opisy .brałam kilka razy w kuligach przez duże K .Ostatni z prawdziwego zdarzenia miał miejsce w stadninie ,,Janów Podlaski " gdzie spędzaliśmy SYLWESTRA . Oj działo się działo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie wyobrażam co tam się działo Dosiu... :))
      Tylko Ci pozazdrościć.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  14. Nabrałam ochoty i od razu bym wskoczyła do sań! Kilka razy byłam na pięknym kuligu. W czasach szkolnych wracając z kuligu ciuchcią w której nie było toalety - posiusiałam się. Okropnie to przeżyłam, ale i tak w rozbawieniu, zmęczeniu, tłoku i w sytuacji gdy wszyscy byli mokrzy od śniegu nikt nie zauważył. Do dzisiaj kulig kojarzy mi się z tą wstydliwą przygodą, chociaż minęły wieki. Uściski!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wyobraź sobie Jolu gdybyśmy do tych sań wskoczyły razem, to dopiero byłaby jazda... :) Byśmy sobie mknęły tymi saniami między śnieżnymi zaspami, od stóp do głów okryte ciepłymi futrami.
      O jejku biedulko, no to miałaś niezbyt miłą przygodę z tym nasiusianiem, to już poważniejsza sprawa. Mam jednak nadzieję, że się nie rozchorowałaś...
      Zawsze tak jest, że to co było niemiłe pamięta się najdłużej, ale to nic w porównaniu z kuligiem :)

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  15. Tekst wart udostępnienia, zwłaszcza młodemu pokoleniu - ku pamięci. Toteż link przekierowuję na Facebooka. Szczęśliwego nowego roku!
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję N ślicznie za udostępnienie tego tekstu szerszej rzeszy... Jeśli tylko młode pokolenie zechce czytać, to obaczy wtedy jakże bajkowo było wtedy na kuligach. A jeśli mogę prosić, to z miłą chęcią bym zobaczyła, gdzie obecne miejsce na
      Facebooku znalazł sobie kulig...
      Dziękuję za noworoczne życzenia i nawzajem.

      Usuń
    2. Oczywiście! Proszę:
      http://www.facebook.com/pages/Polska-%E3%83%9D%E3%83%BC%E3%83%A9%E3%83%B3%E3%83%89/144776785610328
      W przypadku jakichkolwiek zastrzeżeń uprzejmie proszę dać znać. Z pozdrowieniami - N.

      Usuń
    3. Dziękuję, już byłam, widziałam, jest OK! - pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  16. super historia wspomnień warto się tym pocieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i o to mi chodziło Agatko :)
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  17. Jeszcze będąc dzieckiem brałam udział w kuligu. Chętnie znów wskoczyłabym do takich sań.
    Pozdrawiam ciepło Jaguś*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każdy by pośmigał tymi saniami na kuligu, oby tylko snieg był...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  18. Tak, kot jest zwierzęciem, z którym nie trzeba wychodzić.
    Nie znaczy to jednak, że każdy z kotem wytrzymuje.
    Kot to wielki indywidualista i tak naprawdę mało można nim porządzić.
    Przeważnie to on narzuca swoje.
    Ale, jeżeli zrozumie się kota dobrze, to jest wspaniałym domownikiem.
    I tak pięknie mruczy....
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak w zasadzie to ja za kotami nie przepadam, wolę pieska.
    Kot jest taki dumny i ma swoje za pazurem, no i
    potrafi nieraz to pokazać... :)
    Generalnie to chodziło mi o to, że jeśli człowiek
    jest już w sile wieku, to kot będzie lepszym
    towarzystwem dla niego. Nie trzeba ciągle biegać
    z nim na dwór, wystarczy kuweta w domu.
    A jak jeszcze zamruczy...

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. witaj... dawno nie słyszałam o kuligach, chodź chciałabym kiedyś wziąć udział, myślę, że była by to fajna przygoda.

    pozdrawiam i zapraszam

    http://czerwonafilizanka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak chyba każdy z nas, tylko nie zawsze po temu jest okazja.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  21. Oj Jagusiu,swoim wpisem przywołałaś wspomnienia młodości.Mieszkałam w małym miasteczku,po ulicach którego zimą przemykały piękne sanie,a w zaprzęgu szły piękne konie.Kuligi pamiętam dopiero,kiedy byłam w ogólniaku/LO/.Miasteczko rozrosło się,a na ulicach już nie było sań,kuligi po wiejskich drogach,po lasach i po polach,z pochodniami,latarkami i ze śpiewem na ustach,to było wielkie przeżycie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak musiało być wtedy pięknie...
      Już sobie to wyobrażam, a dzisiaj zamiast sań po ulicach jeździ pełno śmierdzących samochodów.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  22. Raz w życiu byłam na kuligu z prawdziwego zdarzenia, to bardzo odległe ale miłe wspomnienie. Chciałabym jeszcze raz cos takiego przeżyć. Taka reprodukcję obrazu Chełmońskiego mam. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i ja w młodości też byłam na kuligu, ale czy tak do końca on był prawdziwy, to nie wiem. Bardzo, bardzo mi się tan obraz Chełmońskiego podoba. Jak patrzę na niego to zdaje mi się, że i ja na tych saniach siedzę...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  23. No nie. Teraz o takich kuligach to nie słyszałem.
    Nasz ojciec robił nam kulig za autem po Puszczy Kampinoskiej:) Jak jeszcze można było tam autami wjeżdżać. Ja jechałem za autem na nartach albo na sankach. Bardzo miło to wspominam.
    Ale i tak za zima nie przepadam:)
    Pozdrawiam serdecznie z zabielonej Warszawy.
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vojtku skoro Ty jako człowiek obyty w tych różnych eskapadach o takim kuligu nie słyszałeś, to zapewne już teraz takowych kuligów już niema. A jazda sankami za autem, to przecież niebezpieczeństwo wielkie jest, a i o wypadek nietrudno.
      Wiadomo każdy woli jak jest ciepełko. A u mnie dzisiaj padał deszcz, później śnieg, a teraz na to przyjdzie mróz - to dopiero pędzie jazda bez trzymanki... :)

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  24. serdeczności na cały dzień pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatuszko wielkie dzięki i nawzajem...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  25. kulig to nie dla mnie rozrywka. za zimno. buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo przecież później mogłabyś się ogrzać jakimś grzańcem, a póki co wystarczy dobrze okryć się jakim kożuchem i już ciepło jest. Ale za to jaka zabawa przednia.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  26. A ja bym się z chęcią wybrała na kulig, a mam remont w mieszkaniu i ciągle tylko sprzątam, by się brud nie roznosił. Nawet upiec jak co nie bardzo mam, a to już nie jest fajne. Pozdrawiam serdecznie :)
    kasia
    notatnikkulinarny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku szczerze Ci współczuję... nie cierpię remontów w domu!!
      Pewnie, że takie kuligi są nie do zapomnienia i pełne wrażenia.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  27. Te kilka tygodni w kuligach spędzonych zda mi się jaką odosobnioną czyją breweryją, niźli regułą. Toć skoro owe się poczynały z przedostatnim tygodniem zapustnym i mus było ich we Wstępną Środę pokończyć, to gdzież tu na te wiele tygodni miejsce? Jaki niejaki by i może przeciw obyczajności, wierze i dobremu sąsiedztwu zgrzeszył samojeden, aliści nie wierę ja w huczność pospolitą dziesiątków uczestników, którzy by tego w katolickim, było nie było, kraju czynili...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mości Wachmistrzu może to i breweryja czyjaś, a możże kuli zaczynał się od Trzech Króli (6 stycznia) i trwał do Wielkiej Środy (datę trudno ustalić, bo jest to święto ruchome), także karnawał mógł być długi jak i bardzo krótki, co za tym idzie, kulig też. O tem, że trwało to tylko "z przedostatnim tygodniem zapustnym i mus było ich we Wstępną Środę pokończyć" czytałam i ja u księdza Kitowicza i tylko u niego. Więc pozwoliłam sobie na swawole... jak najdłużej :)
      A ja tam wierę i nawet podoba mi się to :)
      Katolicki nie katolicki kraj, wszak w ten czas można i zapomnieć jaki to kraj.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Super, że tu jesteście - bardzo mnie to cieszy, a serce me - wyskoczyć chce! Z radości - oczywiście :)

Sposób komentowania:
Wybrać-Nazwa Adres URL
Wpisać nazwę w pierwszym okienku
Adres URL w drugim - czyli adres bloga.
Anonimowi- nazwę proszę pisać w komentarzu.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Witam wszystkich i piszę jak się sprawy mają ...

" Żyje się tylko raz. A jeżeli żyje się dobrze, ten raz wystarczy ".
B.Franklin

... i to jest moje motto życiowe. A żyję, niech pomyślę ... o rany, to minęło już pół wieku, czyli jam wiekowa babcia!
Nie tylko jam wiekowa, ale i szczęśliwa babcia, bo mam dwoje wnucząt, które chcą żeby babcia coś dobrego do zjedzenia im zrobiła ... "u babci jest słodko, dom pachnie szarlotką" ...
Znakiem moim zodiakalnym jest Bliźniak, choć w życiu jestem jedynakiem.
Moi drodzy, myślę, że na tym blogu znajdziecie wiele ciekawych i interesujących rzeczy - przecież po to go założyłam, żeby dzielić się z Wami tym co wiem. Jednocześnie zaznaczam, że nie wszystko o czym tu napiszę, zostało przez mnie ugotowane, sprawdzone. Jeśli się zdecydujecie na jakąś potrawę, to na własne ryzyko - niestety.Ja staram się poddać pomysł, który sama prędzej czy później też wypraktykuję, i podzielę się z Wami moimi uwagami.Tak samo i wy możecie swoje uwagi wpisywać, będą mile widziane. WIĘC GOTUJMY RAZEM !!! Jak pożyję jeszcze z pół wieku, to może damy radę -:)