"Kulig, to zabawa jeszcze od Popiela,
Ma za cel, by każdemu zalała gardziela".
- tak pokpiwał jakiś wierszopis z czasów stanisławowskich.
Ostatni dzień roku rozpoczyna czas szaleństw i zabawy karnawałowej. Do tych zabaw należy również kulig, który w dzisiejszych czasach odbywa się - niestety - mniej hucznie i wesoło.
To nie to co dawny staropolski kulig, który nie potrafił obyć się byle czym. Chociaż tak samo korzystał ze śniegu i zawsze brali w nim udział wesołe kompanie.
Był on nieodłączną częścią karnawału, choć rozpowszechnioną bardziej między tymi, którzy z "urodzenia" lepiej sobie żyli.
To nie to co dawny staropolski kulig, który nie potrafił obyć się byle czym. Chociaż tak samo korzystał ze śniegu i zawsze brali w nim udział wesołe kompanie.
Był on nieodłączną częścią karnawału, choć rozpowszechnioną bardziej między tymi, którzy z "urodzenia" lepiej sobie żyli.
Choć kulig był typową zabawą szlachecką, brali w niej udział także plebejusze - czeladź, muzykanci, śpiewacy - miały więc one wpływ na obyczajowość wówczas żyjącego społeczeństwa.
"Kulig zaczynał się zwykle od rozesłania wśród uczestników kuliście zakrzywionej laski, zwanej kulą. Był to sygnał zbiórki (...) Tu następował wybór starosty kuligu, tu także dokonywała się przebieranka: pojawiał się arlekin, strojono się za Żydów i Cyganów, a przede wszystkim za wiejskich weselników (...)
Ale wesele nie wyglądało na wiejskie wesele. Mniej skore do żartów białogłowy nie rezygnowały oto z brylantów i soboli, sanie wyginały swe przody ozdobione wspaniałymi smokami, orłami i łabędziami, a konie o grzywach farbowanych na zielono lub czerwono mknęły w świetnie dobranych dryjach (trójkach), kwatrach (czwórkach), cugach (szóstkach) czy wreszcie najbardziej może kuligowych - szpicach (cztery konie ustawione jeden za drugim).
Cóż z tym przepychem (...) mogli mieć wspólnego chłopi!" [1]
Ale wesele nie wyglądało na wiejskie wesele. Mniej skore do żartów białogłowy nie rezygnowały oto z brylantów i soboli, sanie wyginały swe przody ozdobione wspaniałymi smokami, orłami i łabędziami, a konie o grzywach farbowanych na zielono lub czerwono mknęły w świetnie dobranych dryjach (trójkach), kwatrach (czwórkach), cugach (szóstkach) czy wreszcie najbardziej może kuligowych - szpicach (cztery konie ustawione jeden za drugim).
Cóż z tym przepychem (...) mogli mieć wspólnego chłopi!" [1]
W Prusowej "Placówce" jest równie opisany kulig, który napotkał Owczarz wiozący drzewo z lasu. Musiał na chwilę się zatrzymać, ponieważ konie ciężko pod górkę miały ciągnąc sanie wypełnione drzewem.
"I nim się Owczarz opamiętał, otoczył go rój panów w maskach, piórach, bogatych strojach z szablami, miotłami i gitarami w rękach. Jedni chwycili sanie z drzewem, drudzy jego samego, wepchnęli na szczyt niebezpiecznego wzgórza, sprowadzili na dół i postawili w takim miejscu, skąd już mógł wrócić do domu bez wielkich trudów".
Owczarz patrzył z podziwem na przebierańców, zwłaszcza, że przez chwilę mógł oglądać ich jak idą w korowodzie przy dźwiękach poloneza Ogińskiego.
Nawet wysunął spod kożucha noszoną przez siebie znajdę, aby jej ślepka też mogły przyjrzeć się "A patrzaj, patrzaj, o!... na tych... to kominiarz, tamto kowal, ten gra na gitarze, ten niby chłop, ale naprawdę to wszystko panowie przebrani, tak ot sobie, dla zabawy..." l2]
Owczarz patrzył z podziwem na przebierańców, zwłaszcza, że przez chwilę mógł oglądać ich jak idą w korowodzie przy dźwiękach poloneza Ogińskiego.
Nawet wysunął spod kożucha noszoną przez siebie znajdę, aby jej ślepka też mogły przyjrzeć się "A patrzaj, patrzaj, o!... na tych... to kominiarz, tamto kowal, ten gra na gitarze, ten niby chłop, ale naprawdę to wszystko panowie przebrani, tak ot sobie, dla zabawy..." l2]
^^^powiększ „Kulig” – Józef Chełmoński 1884 r. Źródło: Galeria malarstwa polskiego
A sam kulig, to dopieroż była jazda, szalona jazda końmi jakby wypożyczonymi z obrazu Chełmońskiego, a zarazem swoiste sąsiedzkie odwiedziny.
I tak krążono od jednego do drugiego dworu. Zdarzało się nawet i tak, że szlachcic wyjeżdżając na kulig potrafił wrócić do swojego doma i po kilku tygodniach.
Ówczesne kuligi bywały wesołymi i hucznymi zabawami a zarazem wyrazem szlacheckiej jowialności i gościnności.
Zabawę tę traktowano przede wszystkim jako pretekst do objadania i opijania sąsiadów. Przyjeżdżali tacy do jakiegoś tam gospodarza, pustoszyli mu spiżarnię, "wysuszając" - tak przy okazji - piwnicę, a często wyrządzali szkody i sprawiali niemałe kłopoty. Ale zanim spustoszono zapasy, powiadamiano gospodarzy o wizycie jakimś wesołym wierszykiem. Czasem bywało tak, że dopiero dziarskie powiedzenie "kulig jedzie, zje, wypije i pojedzie", wykrzykiwane pod oknami - uprzytomniało, że zbliża się nawała gorsza czasem od tornado...
I rzeczywiście była to prawdziwa nawała, po której gospodarz nie mógł dojść do się! Panowie bracia tęgo zalewali gardziela podczas kuligów, a nieraz na dodatek szpetnie je sobie krwawili kiedy sięgnęli do szabel.
Podczas tej kuligowej "zamieci" nie może zabraknąć opisu największego kuligu w Polsce, a przynajmniej najsławniejszym, który przeszedł do historii. Odbył się on 20 stycznia 1695 roku.
"Dyń, dylin... Tatarzy komunikiem na przedzie, potem przeszło setka baśniowych sań ze zwałami sobolich, a nawet lamparcich futer.
Dziesięć kapel, wśród których nie zabrakło żydowskich cymbałków czy teorbanów w rękach rozśpiewanych mołojców. Ktoś rzucający pocieszne wierszyki z pojazdu w kształcie pegaza, a wreszcie oddział drabantów w tęczowych mundurach, galopujący z tyłu jako eskorta. Szlachta ta wiła się po warszawskich ulicach, zgarniając Radziwiłłów, Potockich, Lubomirskich i Sapiehów, których pałace kolejno odwiedzano, a w końcu pomknęła do Wilanowa, gdzie oczekiwały jej ichmoście królewskie: Jan i Marysieńka (...) Stary, schorowany i trochę gderliwy król nie jest pewnie zadowolony. Wie, że to wszystko jest tylko płochą chwilą historii, a poza tym... nie patrzy już świetlistym, rozkochanym wzrokiem na Marysieńkę. Smucą go jej intrygi i wojna z synem, królewiczem Jakubem. Zawiódł się na nich obojga straszliwie i męczy go dwór, świat, polityka, a może również przeczuwa, że pozostało mu jeszcze dokładnie pół roku życia..." [1]
Źródła:
[1] "Kalendarz Polski" - Józef Szczypka, W-wa 1984
[2] "Placówka" - Bolesław Prus, rozdział szósty
================================================== P.S. Pragnę również poinformować, że na moim innym blogu napisałam przepis > klik Cannelloni z farszem szpinakowym - zapraszam. ================================================== Link do tego postu Sylwestrowe szaleństwa w dawnej Polsce Post w ramach przenosin z bloga o tradycjach. |
Przed wielu laty w Szklarskiej Porębie miałam przyjemność brać udział w kuligu. Niezapomniane wrażenia..Pozdrawiam ...
OdpowiedzUsuńWITAJ MOJA DROGA, już się za Tobą stęskniłam :)
UsuńJa kiedyś jak byłam w czasach młodości na zimowisku w Bukowinie Tatrzańskiej też miałam okazję brać udział w takim kuligu. Tego się nie da opisać, tam trzeba po prostu... być!
Serdeczności zostawiam.
"Pędzą, pędzą sanie..." - Kilka dni temu właśnie o dawanych kuligach opowiadałam moim dzieciakom. Buzie aż otworzyły. Nie ukrywam,że i ja chętnie w takim ( myslę o tym szlacheckim) kuligu wzięłabym udział. Miłego dnia życzę!
OdpowiedzUsuńW takim kuligu to i ja bym z chęcią wzięła, no i oczywiście w takim pańskim, chociaż z chłopstwem też zabawa zdaje mi się, że byłaby przednia... :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNa takim prawdziwym kuligu - jak ten z obrazu Chełmońskiego - byłam tylko dwa razy. Raz w Zakopanem, a potem po latach - w okolicznych lasach. W dzieciństwie czepialiśmy małe sanki do furmanek jeżdżących po mieście, ale z czasem zakazywano tego, bo ze względu na coraz większą ilość samochodów, stawało się to niebezpieczne.
Pozdrawiam serdecznie.
To jesteś lepsza niż ja, bo ja tylko byłam raz i to dawno, dawno temu. Oczywiście zapewne nie był to taki kulig jak z obrazu Chełmońskiego. A może... był, tylko z niego dzisiaj już niewiele pamiętam. Dlatego trzeba by było zrobić powtórkę z rozrywki,
UsuńPozdrawiam serdecznie.
JaGo, te dwa teksty, których szukałaś, zostały przywrócone.
UsuńUściski. Kawka popołudniowa u Ciebie wypita:)))
Mykam, dyg, dyg, pa, pa.
No to zaraz idę tam do Ciebie zobaczyć co też ciekawego napisałaś ;) Ja przed chwilą wzięłam ostatni łyk kawy przed snem. Trochę chyba za późno i nie wiem czy będę po niej dobrze sobie spała...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Faktycznie trochę późno. Ja pijam kawę miedzy godz. 13 a 14. Herbatę najpóźniej do 17.
UsuńŚpij dobrze, śnij ładnie:)
Właśnie przeczytałam przed chwilą o Twoich "Trzech Królach" i na pewno będę o nich śnić... :)
UsuńBuźka!
Witaj!
OdpowiedzUsuńJa od siedmiu lat kazdego roku uczestniczę w kuligu jest to impreza zaplanowana na luty albo koniec stycznia są to nasze Beskidy zawsze udana impreza warto się wybrać na kulig.JaGa pięknie opisałaś jak dawno wyglądały kuligi ale teraz też mozna serdecznie pozdrawiam i czekam na duzo śniegu buziole
Witam.
UsuńWandziu tylko Ci pozazdrościć takich kuligowych wypadów...
Wierzę Ci całkowicie, że jest wtedy super zabawa. Wiesz co Wandziu, nie chcę Ci nic insynuować, ale z miłą chęcią bym poczytała u Ciebie na blogu o dzisiejszym kuligu, jakże też on się odbywa itp.
A z tym śniegiem to na razie w tym roku bieda.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam !
UsuńNoszę się z takim zamiarem że tegoroczny kulig (o ile się odbędzie to napiszę-nie wiem co ze zdjeciami czy je dodam)ale obiecuję napisać post pozdrawiam
Wandziu kiedykolwiek nie napiszesz o nim, zawsze z miłą chęcią sobie poczytam. A zdjęcia też niekoniecznie muszę być :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Jest to impreza towarzyska zapytam przyjaciół czy mogę umieścic zdjecie (jest wtedy około 20osób)jet ognisko ,grzaniec, tańce itd....pochodnie
Usuńserdeczności
Hmm... to jest dopiero kulig na... 202 :)
UsuńO jejku to Ty, aż masz trzy blogi, to już teraz będę wiedziała, które to są, które...
Pozdrawiam serdecznie.
Dzień dobry w nowy dzień
OdpowiedzUsuńi cały tydzień
oby był każdy dzień szczęśliwy
i zdrowy.
Serdecznie pozdrawiam
i ściskam.
Dziękuję Agatko...
UsuńA na kulig to nie chciałabyś pojechać?... hmm
Pozdrawiam serdecznie.
Wieki całe temu byłam na kuligu.
OdpowiedzUsuńTeraz chyba wszyscy za wygodni...
To tak jak i ja, ale pisząc ten tekst wyobraźnia moja zadziałała, że ja tam też byłam, miód i wino piłam...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Uwielbiam kuligi... Ostatni raz nie wiem kiedy to bylo... W tym roku mam obiecane sanie, ognisko i grzane wino z gozdzikiem i pomarancza... tylko sniegu brak!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Judytko no właśnie niby wszystko jest, i sanie, i grzańce, i kompanija, tylko śniegu brak...
UsuńNo i jak tu kulig robić, przecie śnieg to podstawa. Chyba, że zrobisz tak jak K. Radziwiłł i zamiast śniegu, którego tej zimy brak - użyjesz cukru :)))
Pozdrawiam serdecznie.
Tak się zaczytałam, że wiatr tylko mi szumiał - tak szybko pędziłam kuligiem....Gdzie te czasy, kiedy dzwonki janczarów oznajmiały wesoły korowód na saniach pędzący. Oczywiście po wielkim śniegu.
OdpowiedzUsuńTeraz ani śniegu, ani sani.
Wandeczka, szczęściara jakieś szanse ma na taką przednią zabawę.
U mnie nie ma warunków, a przede wszystkim nie ma śniegu!
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
A co ja mam powiedzieć, kiedy u mnie gór w ogóle brak. No chyba, że ten kulig zrobiłabym na zamarzniętej tafli jakiej rzeki. A tej zimy to nawet rzeka nie chce zamarznąć, a śniegu to i ze świeczką bym nie znalazła :)
UsuńWandzi to można tylko pozazdrościć...
Pozdrawiam serdecznie.
Ale mnie napadły wspomnienia po przeczytaniu tej notki JaGo. Jako dziecko często jeździłam w kuligu i były to niezapomniane chwile.Teraz zostało mi tylko ognisko i grzaniec ale dobre i to.Serdeczności.
OdpowiedzUsuńPewinie, że teraz i dobre i to. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) A szkoda, bo taki kulig długo pozostaje w naszej pamięci.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Kilka razy jechałam kuligiem. Raz wojsko nam zorganizowało, a raz we wrocławskim, koło Ziębic. Teraz nie usiadłabym na zimne sanie, chyba że jako hrabini, w saniach, osłonięta niedźwiedzim futrem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj tam Lotko, wiadomo, że najpierw sanie musiałyby być odpowiednio nagrzane i baranicami wysłane, dopiero wtedy byśmy na nie siadły, a i jeszcze okrycie z jakichś sobolich futer do ogrzania się. Ale to tylko na początek, bo później, to już by nas sam kulig grzał do białego rana... u cha-cha, ale jazda!!
UsuńJuż sobie wyobraziłam jakby nam było cudnie :)
Pozdrawiam serdecznie.
Teraz też organizuje się kuligi, które często kończą się tragicznie, bo zamiast konnego zaprzęgu z saniami używa się samochodu. W ten sposób ostatnio zginęło sześciu Rosjan na stoku Alpe Cermis, którzy przywiązali sanie do skutera śnieżnego. Bezmyślność ludzi zbiera krwawe żniwa.
OdpowiedzUsuńDawne kuligi to co innego.
Serdecznie pozdrawiam.
No i powiedz sama Aniu, czy takie kuligi mają coś wspólnego z prawdziwymi kuligami? Zapewne nic, a powinny raczej się nazywać szaleńczą jazdą na śmierć. Gdzie tu jest piękno dawnych kuligów, ludzie zatracają się w tych współczesnych kuligach.
UsuńW dzisiejszych czasach zapewne jeszcze można spotkać się z takimi prawdziwymi kuligami, gdzie ludzie też dobrze się bawią, ale do tych dawnych kuligów wiele im brakuje, bo i ludzie są inni...
Pozdrawiam serdecznie.
Marylko, pięknie opisałaś dawne kuligi. ja często brałam udział w kuligach w dzieciństwie i w dorosłym życiu. Ostatnio w Wiśle w 2005 roku. Cudny kulig, trzy zaprzęgi Czarnego, potem ognisko, kiełbaski, grzaniec i muzyka. Tańce na śniegu i śpiewy w drodze powrotnej, z pochodniami. Takie kuligi się pamięta na zawsze. Pozdrawiam śnieżnie.
OdpowiedzUsuńAzalio to historia opisała w tak piękny sposób dawne kuligi, o których dzisiaj z miłą chęcią czytamy, ja tylko troszku to poukładałam... dziękuję.
UsuńOch jakbym chciała na takim kuligu być jak Ty byłaś Azalko.
Ja tam kiedyś też byłam, ale to już dawno było i tylko mgliste wspomnienia jakieś ostały.
Pozdrawiam serdecznie.
rewelacyjne bajeczne opisy .brałam kilka razy w kuligach przez duże K .Ostatni z prawdziwego zdarzenia miał miejsce w stadninie ,,Janów Podlaski " gdzie spędzaliśmy SYLWESTRA . Oj działo się działo
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam co tam się działo Dosiu... :))
UsuńTylko Ci pozazdrościć.
Pozdrawiam serdecznie.
Nabrałam ochoty i od razu bym wskoczyła do sań! Kilka razy byłam na pięknym kuligu. W czasach szkolnych wracając z kuligu ciuchcią w której nie było toalety - posiusiałam się. Okropnie to przeżyłam, ale i tak w rozbawieniu, zmęczeniu, tłoku i w sytuacji gdy wszyscy byli mokrzy od śniegu nikt nie zauważył. Do dzisiaj kulig kojarzy mi się z tą wstydliwą przygodą, chociaż minęły wieki. Uściski!!
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie Jolu gdybyśmy do tych sań wskoczyły razem, to dopiero byłaby jazda... :) Byśmy sobie mknęły tymi saniami między śnieżnymi zaspami, od stóp do głów okryte ciepłymi futrami.
UsuńO jejku biedulko, no to miałaś niezbyt miłą przygodę z tym nasiusianiem, to już poważniejsza sprawa. Mam jednak nadzieję, że się nie rozchorowałaś...
Zawsze tak jest, że to co było niemiłe pamięta się najdłużej, ale to nic w porównaniu z kuligiem :)
Pozdrawiam serdecznie.
Tekst wart udostępnienia, zwłaszcza młodemu pokoleniu - ku pamięci. Toteż link przekierowuję na Facebooka. Szczęśliwego nowego roku!
OdpowiedzUsuńN.
Dziękuję N ślicznie za udostępnienie tego tekstu szerszej rzeszy... Jeśli tylko młode pokolenie zechce czytać, to obaczy wtedy jakże bajkowo było wtedy na kuligach. A jeśli mogę prosić, to z miłą chęcią bym zobaczyła, gdzie obecne miejsce na
UsuńFacebooku znalazł sobie kulig...
Dziękuję za noworoczne życzenia i nawzajem.
Oczywiście! Proszę:
Usuńhttp://www.facebook.com/pages/Polska-%E3%83%9D%E3%83%BC%E3%83%A9%E3%83%B3%E3%83%89/144776785610328
W przypadku jakichkolwiek zastrzeżeń uprzejmie proszę dać znać. Z pozdrowieniami - N.
Dziękuję, już byłam, widziałam, jest OK! - pozdrawiam serdecznie.
Usuńsuper historia wspomnień warto się tym pocieszyć.
OdpowiedzUsuńNo i o to mi chodziło Agatko :)
UsuńSerdecznie pozdrawiam.
Jeszcze będąc dzieckiem brałam udział w kuligu. Chętnie znów wskoczyłabym do takich sań.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło Jaguś*
Chyba każdy by pośmigał tymi saniami na kuligu, oby tylko snieg był...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Tak, kot jest zwierzęciem, z którym nie trzeba wychodzić.
OdpowiedzUsuńNie znaczy to jednak, że każdy z kotem wytrzymuje.
Kot to wielki indywidualista i tak naprawdę mało można nim porządzić.
Przeważnie to on narzuca swoje.
Ale, jeżeli zrozumie się kota dobrze, to jest wspaniałym domownikiem.
I tak pięknie mruczy....
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Tak w zasadzie to ja za kotami nie przepadam, wolę pieska.
OdpowiedzUsuńKot jest taki dumny i ma swoje za pazurem, no i
potrafi nieraz to pokazać... :)
Generalnie to chodziło mi o to, że jeśli człowiek
jest już w sile wieku, to kot będzie lepszym
towarzystwem dla niego. Nie trzeba ciągle biegać
z nim na dwór, wystarczy kuweta w domu.
A jak jeszcze zamruczy...
Pozdrawiam serdecznie.
witaj... dawno nie słyszałam o kuligach, chodź chciałabym kiedyś wziąć udział, myślę, że była by to fajna przygoda.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam
http://czerwonafilizanka.blogspot.com/
To tak jak chyba każdy z nas, tylko nie zawsze po temu jest okazja.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Oj Jagusiu,swoim wpisem przywołałaś wspomnienia młodości.Mieszkałam w małym miasteczku,po ulicach którego zimą przemykały piękne sanie,a w zaprzęgu szły piękne konie.Kuligi pamiętam dopiero,kiedy byłam w ogólniaku/LO/.Miasteczko rozrosło się,a na ulicach już nie było sań,kuligi po wiejskich drogach,po lasach i po polach,z pochodniami,latarkami i ze śpiewem na ustach,to było wielkie przeżycie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Och, jak musiało być wtedy pięknie...
UsuńJuż sobie to wyobrażam, a dzisiaj zamiast sań po ulicach jeździ pełno śmierdzących samochodów.
Pozdrawiam serdecznie.
Raz w życiu byłam na kuligu z prawdziwego zdarzenia, to bardzo odległe ale miłe wspomnienie. Chciałabym jeszcze raz cos takiego przeżyć. Taka reprodukcję obrazu Chełmońskiego mam. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo i ja w młodości też byłam na kuligu, ale czy tak do końca on był prawdziwy, to nie wiem. Bardzo, bardzo mi się tan obraz Chełmońskiego podoba. Jak patrzę na niego to zdaje mi się, że i ja na tych saniach siedzę...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
No nie. Teraz o takich kuligach to nie słyszałem.
OdpowiedzUsuńNasz ojciec robił nam kulig za autem po Puszczy Kampinoskiej:) Jak jeszcze można było tam autami wjeżdżać. Ja jechałem za autem na nartach albo na sankach. Bardzo miło to wspominam.
Ale i tak za zima nie przepadam:)
Pozdrawiam serdecznie z zabielonej Warszawy.
Vojtek
Vojtku skoro Ty jako człowiek obyty w tych różnych eskapadach o takim kuligu nie słyszałeś, to zapewne już teraz takowych kuligów już niema. A jazda sankami za autem, to przecież niebezpieczeństwo wielkie jest, a i o wypadek nietrudno.
UsuńWiadomo każdy woli jak jest ciepełko. A u mnie dzisiaj padał deszcz, później śnieg, a teraz na to przyjdzie mróz - to dopiero pędzie jazda bez trzymanki... :)
Pozdrawiam serdecznie.
serdeczności na cały dzień pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAgatuszko wielkie dzięki i nawzajem...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
kulig to nie dla mnie rozrywka. za zimno. buziaki:)
OdpowiedzUsuńEwo przecież później mogłabyś się ogrzać jakimś grzańcem, a póki co wystarczy dobrze okryć się jakim kożuchem i już ciepło jest. Ale za to jaka zabawa przednia.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
A ja bym się z chęcią wybrała na kulig, a mam remont w mieszkaniu i ciągle tylko sprzątam, by się brud nie roznosił. Nawet upiec jak co nie bardzo mam, a to już nie jest fajne. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńkasia
notatnikkulinarny.blogspot.com
O jejku szczerze Ci współczuję... nie cierpię remontów w domu!!
UsuńPewnie, że takie kuligi są nie do zapomnienia i pełne wrażenia.
Pozdrawiam serdecznie.
Te kilka tygodni w kuligach spędzonych zda mi się jaką odosobnioną czyją breweryją, niźli regułą. Toć skoro owe się poczynały z przedostatnim tygodniem zapustnym i mus było ich we Wstępną Środę pokończyć, to gdzież tu na te wiele tygodni miejsce? Jaki niejaki by i może przeciw obyczajności, wierze i dobremu sąsiedztwu zgrzeszył samojeden, aliści nie wierę ja w huczność pospolitą dziesiątków uczestników, którzy by tego w katolickim, było nie było, kraju czynili...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Mości Wachmistrzu może to i breweryja czyjaś, a możże kuli zaczynał się od Trzech Króli (6 stycznia) i trwał do Wielkiej Środy (datę trudno ustalić, bo jest to święto ruchome), także karnawał mógł być długi jak i bardzo krótki, co za tym idzie, kulig też. O tem, że trwało to tylko "z przedostatnim tygodniem zapustnym i mus było ich we Wstępną Środę pokończyć" czytałam i ja u księdza Kitowicza i tylko u niego. Więc pozwoliłam sobie na swawole... jak najdłużej :)
UsuńA ja tam wierę i nawet podoba mi się to :)
Katolicki nie katolicki kraj, wszak w ten czas można i zapomnieć jaki to kraj.
Pozdrawiam serdecznie.